Obłęd ! Nie wiem, czy zdecydowałabym się na ten przysmak. Ale J. zaryzykował. Miejscowi uwielbiają i przygotowują ją na kilka postaci. Ponoć smakuje jak ryba - J porównał do łososia :) A Wy jedliście może świnkę? Zapraszam do przeczytania krótkiej relacji z dnia drugiego. Polecam.
Dzień 2.
Piszę ten tekst drugi raz i jeśli fb znów go odrzuci bez zapisania kopii, to koniec z relacjami ;f
Dzień zaczęliśmy od wymeldowaniu się z hotelu i pieszej wycieczki do Pavitos Bus Station, skąd mieliśmy ruszyć do Ollantaytombo, jednak po 5 minutowym spacerze i po ujrzeniu kilku autobusów w Cusco, przepełnionych malutkimi ludzikami przewożącymi kosze pełne cebuli i jajek, zdecydowaliśmy że lepiej będzie złapać taxi. Po kilku bezskutecznych machnięciach, wstąpiliśmy do pierwszego po drodze hotelu, w którym pani recepcjonistka okazała się na tyle miła(Latynosi są ultra gościnni, czasami aż za bardzo), żeby zamówić dla nas taxi.
Naszym kierowcą został Francisco, 45 letni tata czwórki dzieci, zbierający na nowy samochód - więcej mój migowy hiszpański nie ogarnął. 70 kilometrów taksówką, kosztowało nas 75 sol, czyli jakieś 20-30 dolarów, naprawdę nieźle. Galon benzyny (galon !) kosztuje w Peru między 12 a 15 sol , czyli 3.5 - 5 dolarów, śmiech na sali w porównaniu do europejskich cen.
Po dotarciu do Ollantaytombo, gdy próbowałem zapłacić za piwo okazało się, że moje konto jest zablokowane. Po 2 godzinach bezskutecznych prób (komórka, skype, livechat, komórka przypadkowego turysty) znalazłem w końcu call centre z którego udało mi się skontaktować z bankiem i bez szumów, skrzeków i odgłosów modemu (?) zdołałem odblokować kartę ( i tak to moja wina i jakim prawem ja w ogóle do nich dzwonię i jeszcze krzyczę ;f) .
Lokomotywa Peru Rail postanowiła zgotować nam kolejną dziś już niespodziankę - okazało się że limit bagażu na pasażera to max 5 kilo. Po spojrzeniu na bilet, okazało się że faktycznie informacja o limicie jest, małym druczkiem :) nie doczytałem, moja wina. Po przelożeniu kilku rzeczy z dużego plecaka do małego, zostawiliśmy resztę bagażu w przechowalni, odbierzemy go jutro w drodze powrotnej do Cusco.
Podróż koleją Peru Rail przypomina mi trochę bajki i westerny z dzieciństwa, mosty na drewnianych stelażach, głębokie doliny, kręta jak jelita Foremniak droga i mega wysokie góry, Andy są potężne - serio serio.
Po dotarciu na miejsce, zameldowaliśmy się w hotelu, a teraz popijając piwo czekamy na jutro - wielki dzień. Wspinamy się 10 km żeby zobaczyć Macchu Picchu, jeden z cudów świata. No to do jutra, wysoka piątka.
Zapraszam do przeczytania relacji z dnia 1 : KLIK o steku z alpaki:)
bardzo fajny post, czekam na kolejną część.
OdpowiedzUsuńMasakra z tą świnką ale najlepsze jest w tym , że o zieleninie nie zapomnieli :O)
OdpowiedzUsuńSiostra
ja nie wiem czy bym się skusiła na ten "przysmak":)
Usuń